Choć 2018 rok mocno dał mi w kość, to i tak zapisuje się w mojej pamięci jako wspaniały i wyjątkowy. W roku 2018 nastąpiło wiele zmian w moim życiu zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym. Zdecydowanie brakowało mi czasu dla siebie i ledwo dożyłam do tych kilku dni wolnych w trakcie Świąt, ale udało mi się zorganizować wszystko to, o czym sobie marzyłam w 2017 roku.
Co prawda nie do końca lubię się dzielić swoją strefą prywatną z innymi, ale wiem, że lubicie czytać o tym co u mnie, gdyż wiele z moich problemów/wyzwań życiowych pokrywa się z Waszymi. Przeczytajcie co się działo u mnie w 2018 roku.
WYCHODZIŁAM POZA STREFĘ KOMFORTU
Nie raz, nie dwa lecz tysiące razy. Najczęściej podczas kierowania samochodem. Udało mi się zwalczyć dyskomfort prowadzenia auta po nieznanych mi drogach. Pewnie już wspominałam, że prawo jazdy zrobiłam stosunkowo niedawno i na dodatek w Anglii. Oznacza to, że uczyłam się jeździć po drugiej strony ulicy, a biegi zmieniałam lewą ręką. Gdy wróciłam do Polski, notorycznie wjeżdżałam na skrzyżowaniach w nie tą dziurę co trzeba 🙂 Kilka razy spowodowałam blokadę ronda i mocno się zestresowałam. Już nie wspomnę o agresji jaka panuje na polskich drogach. Po kilku nieprzyjemnych incydentach, podczas prowadzenia samochodu zaczęłam popadać w totalne ogłupienie.
Niemożność prowadzenia samochodu w nieznane miejsca wprowadzała w moje życie wiele ograniczeń – nie mogłam jechać na zakupy, do kina, zawody biegowe czy do męża do szpitala. Pracowałam intensywnie nad tym ograniczeniem i rok 2018 zakończyłam spektakularnym sukcesem. Dziś dojadę wszędzie. Bez stresu.
PRÓBOWAŁAM NOWYCH RZECZY
Większość rzeczy o których piszę na Niepanikuj, aktywnie stosuję również na sobie. Często podkreślam, że nowe rzeczy karmią duszę i poszerzają perspektywy. W tym roku przeczytałam kilka książek o tematyce mi dotąd nieznanej (np. “Tajemnica kryształowych czaszek” Chrisa Mortona), zjadłam wiele nowych rzeczy (hitem jest kiszona dynia), byłam w kilku nowych miejscach (polecam Maderę!).
PODJĘŁAM SIĘ NOWYCH WYZWAŃ
Kariera w mojej pracy korporacyjnej następuje lawinowo. Sama nie wiem jak to się dzieje, ale się dzieje. Nie mam żadnych znajomości, układów, przyjaciół, którzy chodzili za moim awansem. Po prostu ciężko pracuje i nie boję się wyzwań. Zanim usłyszysz z moich ust nie da się to możesz być pewien, że zrobiłam wszystko, aby sprawdzić czy faktycznie się nie da. W zasadzie mogłabym już zrezygnować albo z etatu, albo z firmy, ale kocham moje oba zajęcia. Tak mi się w życiu poszczęściło. Czekaj…To nie szczęście. To moje świadome decyzje i moja ciężka praca w walce o swoje marzenia.
PRACOWAŁAM NAD PODEJŚCIEM DO STRESU
Życie nie przestaje zaskakiwać. I zawsze, ale to zawsze musimy być gotowi na nowe wyzwania. I właśnie dzięki temu podejściu ograniczyłam stres o 50%. Gdy na tydzień przed moim weselem właściciele sali pokłócili się z firmą cateringową, musiałam zasięgnąć po rezerwy racjonalnego myślenia. Czarna wizja wesela z jedzeniem z Mc Donalda próbowała opanować moją głowę, ale się nie dałam. Dawno już przestałam się łudzić, że jak tylko pokonam ten jeden problem to będę mieć spokój. Bo tuż za rogiem czai się następny.
DBAŁAM O SIEBIE I SWOJE MARZENIA
Wesele zrobiłam takie jakie chciałam, tam gdzie chciałam i z tymi co chciałam. Sorrrrryy bardzo ciotki od siedmiu boleści za brak zaproszenia. Pies zjadł 🙂 Kupiłam elektryczną hulajnogę i już nie mogę się doczekać wiosny, by ponownie wyjechać na ścieżki i poczuć wiatr we włosach. O ileż przyjemniejszy stał się mój dojazd do pracy. Hip hip, hurrraaaa za elektryczne hulajnogi rozpędzające się do 50 km na godzinę!
JAK ZWYKLE ZOSTAŁAM SOBĄ
O tak! Bycie sobą jest cudowne. Wyrażanie swoich opinii oraz chodzenie własną drogą to najlepsze co można dla siebie zrobić. Jeśli komuś się nie podoba, że jestem jaka jestem to przecież nikt go na siłę przy mnie nie trzyma, prawda? Nie lubię sztucznych uśmiechów i udawania, że wszystko jest OK jak nie jest. I nie lubię ludzi, którzy tak robią. Lubię dziwaków, tych co mają swoje zdanie i szanują zdanie innych. I tak zostanie.
SZCZĘŚCIE MI SPRZYJAŁO
W 2018 jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że moje życie zależy tylko ode mnie. Można nic nie robić i czekać, aż mi Ci się poszczęści. Albo można zakasać rękawy i działać. Zasada jest jedna. Jak działasz to prędzej czy później pojawią się efekty. Czasami po prostu trzeba na nie poczekać.
NA DOBRE POŻEGNAŁAM SIĘ Z KOŚCIOŁEM
Nigdy nie byłam wierząca. Rodzice mnie ochrzcili, bo wszyscy chrzcili swoje dzieci. Dotychczas miałam podejście w stylu jak trzeba to już pójdę do tego kościoła. Przecież nic mi się nie stanie jak zrobię przyjemność bratu i postoję godzinę na mszy, podczas chrztu jego córki, prawda? Otóż stanie. Będę częścią kościelnej machiny. Zostałam poproszona o bycie matką chrzestną i przygoda z załatwianiem papierów kościelnych pokazała mi jak ta instytucja funkcjonuje. Nie mam zamiaru być jej częścią nawet przez godzinę. I ksiądz, który odmówił mi wystawienia świstka miał rację. Sakrament chrztu to obrzęd kościelny dla ludzi wierzących. Ja nie jestem. I nie będę. I jak tylko znajdę czas to się wypiszę ze wszystkich rejestrów w których jestem zapisana jako wierząca.
ZACZĘŁAM JEŚĆ JESZCZE ZDROWIEJ
W tym roku rozkochałam się w kiszonkach. Zrobiłam domowe kiszone ogórki oraz kimchi. Jadłam kiszoną rzodkiewkę, marchewkę, kalarepę, a kiszona dynia skradła moje serce. Ograniczyłam cukier i żywność przetworzoną niemal do zera. Dzięki temu pokonałam insulinooporność bez leków. Czytam etykiety i wciąż nie dowierzam jak bardzo producenci żywności nas trują.
ZMIENIŁAM PODEJŚCIE DO PRZYJAŹNI
W roku 2018 kompletnie zmieniłam podejście do przyjaźni. Nie ma czegoś takiego jak przyjaźń. Są znajomi. Są ludzie z którymi można wyjść do baru i się pośmiać. Niektórzy są fajniejsi, a inni trochę mniej fajni. Jednak przyjacielem nazwę tego człowieka, który za 20 lat będzie dalej u mojego boku. Będę mogła na niego liczyć, będzie wtedy kiedy będę go potrzebowała, a nasza przyjaźń będzie działała dwustronnie. Od 2018 roku odkryłam powiedzonko: Chcesz zobaczyć ilu masz przyjaciół to się przeprowadź. Przeprowadzka to najlepsze sito na pseudo przyjaźnie. Sprawdzone trzykrotnie.
JESZCZE BARDZIEJ OLEWAM HEJTERÓW
Powiadam Wam, że prowadzenie biznesu w Internecie, przyciąga hejt. Również Niepanikuj staje czasami w obliczu hejtu. I powiadam Wam, że mam hejterów tam, gdzie nie dochodzi światło. Jakież mniemanie musi mieć na swój temat hejter, który myśli, że jest taki ważny, że musi wyrazić swoją “cenna opinię”. Co mnie obchodzi jakiś obcy człowiek i jego hejt? Kompletnie nic. Jeśli masz zamiar napisać do mnie, bo niepodoba Ci się mój sposób prowadzenia biznesu lub moje zdanie, to możesz sobie darować. Kompetnie nie obchodzi mnie co myślisz. Jak będę miała ochotę o coś zapytać, to zapytam. I innym wypadku zachowaj swoje pseudo rady dla siebie. Po prostu nie jesteś dla mnie na tyle ważny, abym liczyła się z tym co myślisz. Idź się wyżywać pod pseudo nickiem gdzie indziej.
Oh! I tak. Właśnie dzięki atakom paniki mam takie podejście do debili. I jakże serdecznie im za to dziękuje.
ZMIENIŁAM NAZWISKO
W 2018 roku wyszłam za mąż. Po 6 latach w związku i w wieku 34 lat. Trochę się naczekałam, ale było warto. Nigdy nie chciałam mieć męża dla zasady. I choć początki mieliśmy trudne, a do tej pory jesteśmy ograniczeni decyzjami podjętymi w poprzednim małżeństwie mojego męża to razem możemy więcej. Zawsze w życiu kieruję się sercem i intuicją. A miłość góry przenosi. Mówi się, że najlepszy test dla związku to organizacja wesela. My zdaliśmy na 5+. A moje wesele było najfajniejszym dniem w moim życiu.
MOI PODOPIECZNI POBILI REKORDY
Jeszcze nigdy nie miałam na konsultacjach tylu wspaniałych podopiecznych. Takiej motywacji do działania i takich spektakularnych efektów w leczeniu nerwicy jeszcze nie widziałam. Kilkanaście osób po zaledwie 5 konsultacjach pogoniło nerwicę precz! Zaczęli korzystać z życia: jeździć na wakacje, chodzić do pracy, odwiedzać rodzinę…no po prostu żyć. Reszta jest na dobrej drodze i bardzo, bardzo blisko pełnego sukcesu. A mnie rozpiera duma. Kilkadziesiąt osób, które korzystały z Dostępu Premium i przykładały się do ćwiczeń, również odniosły sukces w leczeniu. A przynajmniej tak wynika z maili jakie dostaję 🙂 Nie wszyscy lubią się udzielać w komentarzach i ujawniać, ale zapewniam Was, że takich osób jest wiele.
A co przyniesie 2019 rok? W 2019 roku mam jedno ogromne postanowienie. Chcę odzyskać swój upór w postanowieniach. Kiedyś byłam taka, że jak coś sobie postanowiłam to twardo się tego trzymałam. Rzuciłam palenie w minutę. Nie piłam alkoholu przez 10 lat. Zdobyłam czerwony pas w kickboxingu. A teraz? Teraz jestem lamerem na maxa. Nie potrafię się oprzeć nawet tabliczce czekolady. Nie udało mi się zgubić nawet 4 minimetrów w pasie. Nie potrafię chodzić spać wcześniej, bo zawsze mam milion rzeczy do zrobienia. W 2019 roku muszę odzyskać swoje pokłady uporu w postanowieniach. Przypomnieć sobie jak to jest wytrwać mimo wszystko. I znów zasłynąć ze swojego zawzięcia.
A jak tam u Was? Co zostaje, a co znika?
13 odpowiedzi
Czy możesz opisac bardzo pokrótce swój dzienny jadłospis ?
Jesteś taką inspiracją , bierzesz odpowiedzialność za swoje życie i pokazujesz innym ze można ! To bardzo dużo . Powodzenia w kolejnych sukcesach .
Mnie ostatnio dopadła natrętna myśl i nie chce mnie opuścić – ze nie będę miała dziecka przez to wszystko bo mam już 35 lat i ze na starość zostanę sama. Non stop o tym myśle kurczę
Maggie, nie miałam jadłospisu. Pilnowałam, aby nie jeść chleba, białych makaronów, słodyczy itd. Oczywiście nie każdego dnia mi to wychodziło, ale raczej w 60% dawałam radę. Dodawałam też do wszystkiego sałatę, szpinak, rukolę itd, żeby obniżyć indeks glikemiczny posiłków. Wprowadziłam też więcej ruchu: spacerów, ćwiczeń na siłowni itd. No i jakoś się udało. A przynajmniej w wynikach krwi. Bo z wagi nie drgnęłam ani odrobinki.
Sabi myślę, że chodziło o główne posiłki :).
Maggie jestem w podobnym wieku i sytuacji, i czasem też takie myśli mnie nachodzą, choć z drugiej strony myślę, że to odpowiedzialna decyzja i trzeba być gotowym ją podjąć… tak naprawdę, z wielkiej chęci i z wielką radością 🙂 nie pod presją, czy “bo już czas”, a tak naprawdę trochę czasu jeszcze mamy, w każdym razie nie jesteś sama z takimi myślami 🙂 Sabina – naprawdę podziwiam Cię za szczerość i prawdziwą odwagę, także za tą w wyrażaniu poglądów. Tutaj właśnie uczę się tej odwagi, bo od dziecka byłam raczej wycofana i przez ludzi postrzegana jako delikatna (czyli słaba niestety). Tu uczę się myśleć zadaniowo (bez zbędnej analizy) i myślę że ten rok mogę zdecydowanie zaliczyć do tych postępowych, za co dziękuję:)
Dziewczyny, nie ulegajcie presji społecznej. Znacznie lepiej być samemu i mieć wciąż otwarte różne opcje niż związać się z przypadkową osobą, spłodzić dzieci, a potem cierpieć. Najlepiej poszukać kogoś w momencie, kiedy będziemy potrafili być w dobrej relacji z samym sobą.
LINA ja też nie wstydzę się napisać, że mi bez wiary byłoby ciężko. Jak jest mi źle to po prostu się modlę :).
Ale nie bedziesz miala dziecka… dlaczego :p ? Bo sie boisz, bo partner nie chce, bo sie starasz i nic…??
Monix moje natręty mi mówią ze na starość będę żałować ze np nie zdecydowałam się na dziecko ?. A najśmieszniejsze jest to ze na ta chwile nie chce mieć i nawet nie mogę , ale mój umysł już się martwi jak to będzie kiedyś . Szok jaka franca z tej nerwicyv
Myślę, że wiele kobiet ma podobne dylematy. Te bez nerwicy też 🙂 I ja też 🙂 I 347283 milionów moich znajomych 🙂
Nie kazda kobieta musi miec dziecko, rob tak jak czujesz 🙂 ja jestem na etapie, ze chce dziecko ale mam “lęk przed nieznanym” w sensie… “a co jeżeli w trakcie ciąży nerwa da sie we znaki i z nadbiernym pulsem bede miec problemy” ja to nazywam magicznym myśleniem :p ale no jak powszechnie w nerwie bywa “nie taki diabel straszny” wiec juz wiem, ze to głupie myslenie ktore nie ma sensu i nie bedzie miec pikrycia w rzeczywistości a na pewno nie w 100procentach i mnie to uspokaja 🙂 znajdz plusy z nie posiadania dziecka, wypisz je na kartce i sie nie zadreczaj juz,no! :p buziaki ?
MAGGIE podobno na wszystko mamy wpływ ?. A tak serio to ja ten temat już przerobiłam. Po wielu wylanych łzach i tysiącu uszczypliwośći na temat dlaczego nie mam dzieci zrozumiałam, że nie mogę się tym przejmować. Muszę po prostu żyć i cieszyć się tym życiem. Ostatnio słyszałam, że kobieta, która nie urodziła dziecka nie jest kobietą. Przykre i może te kobiety powinny się czasami zastanowić nad tym co mówią. Dlaczego kobiety po 30 stce nie mają dzieci ?.
Niedaleko Ciebie żyje kobieta, ma 30 lat albo więcej i nie została jeszcze mamą. Rodzina i znajomi ciągle pytają: dlaczego nie masz dzieci? i szybko dodają: czas najwyższy.
Jej reakcja jest trochę inna każdego dnia, ale najczęściej to wymuszony grzeczny uśmiech, napięcie w połączeniu z powściągliwością. Odpowiada: “Nie, jeszcze nie”. Czasami pojawi się nerwowy grymas twarzy, gesty pokazujące frustrację i zażenowanie.
“Nie chcesz chyba czekać w nieskończoność? Wiesz, że zegar biologiczny tyka. Szanse z roku na rok są mniejsze. Zobacz, zaczną się kłopoty, gdy w końcu się zdecydujesz…Oby nie było za późno” – uczenie prawi doświadczony życiem starszy człowiek, zadowolony ze swojej błyskotliwości i słusznych wyborów. Mędrzec odchodzi. Kobieta nadal się uśmiecha i kiwa głową, pokazując, że rozumie. Kiedy zostaje wreszcie sama, płacze.
Płacze, bo była w ciąży i poroniła już 4 razy.
Płacze, bo zaczęła się starać się o dziecko podczas nocy poślubnej… a to było 5 lat temu.
Płacze, bo jej mąż był wcześniej w małżeństwie, z którym ma już dzieci.
Płacze, bo rozpaczliwie pragnie in vitro, ale nawet nie może sobie pozwolić na wstępne badania.
Płacze, bo zrobiła wiele prób in vitro i wciąż nie ma dzieci.
Płacze, bo jej leki są przeciwwskazaniem dla ciąży.
Płacze, ponieważ brak dzieci jest powodem kryzysu w jej małżeństwie.
Płacze, bo lekarz powiedział, że jest zdrowa, ale w głębi duszy wie, że to jej zdrowie stanowi problem.
Płacze, bo jej mąż obwinia siebie, a ona nie może tego słuchać.
Płacze, bo wszystkie jej siostry mają dzieci.
Płacze, bo jedna z jej sióstr, nawet nie chce patrzeć na dzieci.
Płacze, bo jej najlepsza przyjaciółka jest w ciąży. Płacze, bo została zaproszona do innej na baby shower.
Płacze, bo jej matka wciąż pyta: “Dziewczyno, na co czekasz?”.
Płacze, bo jej teściowie chcą być dziadkami.
Płacze, bo jej sąsiad ma bliźniaki i traktuje je bardzo źle.
Płacze, bo patrzy na 16-latki, które “wpadły”.
Płacze, bo jest wspaniałą ciocią.
Płacze, bo już wybrała imiona.
Płacze, bo ma pusty pokój w swoim domu.
Płacze, bo jest pusta przestrzeń w jej ciele.
Płacze, bo ma tak wiele do zaoferowania.
Płacze, bo nie chce świadomie zgodzić się na samotne rodzicielstwo.
Płacze, bo wie, że jej mężczyzna byłby świetnym tatą.
Płacze, bo wie, że byłaby wspaniałą matką, ale nie jest.
Gdzie indziej żyje inna kobieta: 34 lata, pięcioro dzieci
Ludzie mówią do niej: “Pięcioro? Dobry Boże, mam nadzieję, że już skończyliście”. A potem śmieją się z wyższością, ponieważ wydaje im się to zabawne. Kobieta śmieje się też, ale nie na serio, to raczej śmiech – tarcza. Szybko zmienia temat, wie, że szacunku nie da się wymusić. Gdy zostaje sama, płacze.
Płacze, bo jest w ciąży z szóstym i czuje się pod presją, by ukrywać radość. Bo jak to możliwe cieszyć się “kolejnym kłopotem”?
Płacze, bo zawsze chciała mieć dużą rodzinę i nie rozumie, dlaczego ludziom to przeszkadza.
Płacze, bo nie ma rodzeństwa i czuła się głęboko samotna jak dziecko.
Płacze, bo jej babcia miała 12stkę, a ona zawsze tak bardzo chciała być do niej podobna.
Płacze, bo nie może sobie wyobrazić życia bez swoich dzieci, ale ludzie traktują je jakby były karą.
Płacze, bo nie chce litości nad sobą.
Płacze, bo ludzie zakładają, to nie jest to, czego chciała.
Płacze, bo zakładają, że jest po prostu nieodpowiedzialna.
Płacze, ponieważ myślą, że nie ma prawa głosu.
Płacze, bo czuje się niezrozumiana.
Płacze, bo jest umęczona obroną swoich osobistych wyborów.
Płacze, bo ona i jej mąż są w stanie bez kłopotu utrzymać rodzinę, ale to nie ma to znaczenia.
Płacze, bo jest zmęczona “śmiesznymi” komentarzami.
Płacze, bo ona zajmuje się swoimi sprawami.
Płacze, bo chciałaby, by inni zajęli się swoimi.
Płacze, bo czasami wątpi się i zastanawia się, czy powinna przestać dwójkę dzieci temu.
Płacze, bo inni są prędcy w krytyce i powolni we wsparciu.
Płacze, bo ma dość kontrolowania jej przez otoczenie.
Płacze, bo jej życie nie jest na pokaz.
Płacze, bo tak wielu ludzi wydaje opinie na temat jej życia prywatnego.
Płacze, bo wszystko, czego by chciała, to żyć w spokoju.
Jest też taka kobieta: 40 lat, jedno dziecko
Ludzie mówią do niej: “Tylko jedno? Nigdy nie chciałaś więcej?”. “Jestem zadowolona z mojego jednego”- mówi spokojnie. Przećwiczyła tę odpowiedź więcej razy niż potrafi zliczyć. Więc mówi dość wiarygodnie. Nikt nigdy nie podejrzewa, że gdy zostaje sama, płacze.
Płacze, bo jej jedyna ciąża to cud.
Płacze, bo jej syn wciąż prosi o brata lub siostrę.
Płacze, bo zawsze chciała co najmniej troje.
Płacze, bo jej druga ciąża musiała zostać rozwiązana, by ratować jej życie.
Płacze, bo jej lekarz mówi, że kolejna ciąża byłaby “wysokiego ryzyka”.
Płacze, bo walczy o zdrowie swojego jedynaka.
Płacze, bo czasem jedno to więcej niż dwoje.
Płacze, bo jej mąż nawet nie dopuszcza myśli o kolejnym.
Płacze, bo jej mąż zmarł, a ona nie wyobraża sobie mieć dziecka z innym.
Płacze, bo jej rodzina myśli, że jedno wystarczy.
Płacze, bo sprawy zawodowe sprawiają, że nie może odejść z pracy.
Płacze, bo czuje się egoistką.
Płacze, bo nadal nie może zgubić wielu nadprogramowych kilogramów z poprzedniej ciąży.
Płacze, bo jej depresja poporodowa było tak głęboka, że boi się kolejnej.
Płacze, bo nie wyobraża sobie, by przeżywać to ponownie. Czuje się za słaba. Boi się.
Płacze, bo ma problemy z swoim organizmem i ciąża tylko pogorszyłaby jej stan.
Płacze, bo wciąż walczy z bulimią.
Płacze, bo chce kolejnego dziecka, ale nie może mieć.
Te kobiety są wszędzie. Żyją obok nas i codziennie cierpią, mierząc się z zadawanymi im pytaniami i nieprzemyślanymi komentarzami. To nasze sąsiadki, przyjaciółki, siostry, koleżanki z pracy, kuzynki. Nie potrzebują rad lub opinii. Uszanuj to. Pozdrawiam i Ja wierzę w to, że co ma być to będzie tak po prostu 🙂
Maggie, nie zamartwiaj się. Też tak myślałam, będąc w Twoim wieku? jeszcze w dodatku nie miałam kandydata na ojca, ewentualnie męża, a z tego co kojarzę z Twoich komentarzy to Ty masz. Zaszłam w ciążę mając lat 36, krótko po tym jak poznałam mojego obecnie męża i w wieku 37 lat (dokładnie 2 miesiące po skończeniu) urodziłam dziecko.
Dziękuje dziewczęta ? ja w głębi duszy wiem ze to dla mnie nie jest problem nawet jak nie będę miała tego dziecka ale mój umysł i natrętne myśli nie dają spokoju . Moje ego uważa ze będę gorsza bo ni mam dziecka . Szok ale tak jest , ostatnio cokolwiek robię to ta myśl jest z tylu glowy i nie pozwala cieszyć się innymi częściami życia .