Czy da się całkowicie wyleczyć nerwicę bez leków? Oczywiście, że tak! Ja zrobiłam to zarówno bez leków jak i bez terapii. Każdy może to zrobić! Jedyne co jest wymagane to konsekwencja w działaniu i cierpliwość. Nie obawiam się, że mogę ponownie zachorować, bo stałam się swoją własną tajną bronią w walce z lękiem. Oto kilka dowodów.
Z JAKIEGO POZIOMU ZACZĘŁAM?
Pokonałam długi, kręty i wielopoziomowy tor, aby wyleczyć nerwicę. Gdy tylko udało mi się wjechać na samą górę, z ogromną prędkością spadałam w dół. Przyznaję z ręką na sercu, że był to trudny (ja pierdziele i to jak!) okres w życiu. Było ciężko.
Gdy zachorowałam, to mieszkałam w Anglii z daleka od rodziny. Mój chłopak mnie rzucił, bo jak to określił, stałam się dla niego kulą u nogi. Przeze mnie czuł się ograniczony. W związku z tym czynsz za mieszkanie, który dotychczas płaciliśmy na pół, spadł w całości na moje barki. Rachunki również.
Całkowicie wycofałam się z życia towarzyskiego i przez kilka miesięcy nie pracowałam. Schudłam z 55 do 45 kilogramów, straciłam pół włosów, moja cera oszalała. Hormony też. Mój cykl zatrzymał się na dwa lata. Całymi dniami leżałam w łóżku, płakałam i nie wiedziałam co ze sobą począć. Nie mogłam wyjść z domu, bo się bałam. A jak już wyszłam, to bałam się jeszcze bardziej. Dziennie miałam po kilkanaście ataków paniki, a natrętne myśli bombardowały moją głowę. Myślałam, że oszalałam!
Można by pomyśleć, że opisuję nerwicę w taki pozytywny sposób, bo pewnie miałam tylko malutki epizod i nie wiem, co to jest prawdziwy lęk. Otóż nie. Mój przypadek był poważny. Szkody, które wyrządziła nerwica, naprawiałam przez wiele lat. Było ciężko, ale powolutku szłam do przodu i dałam radę wyleczyć nerwicę na dobre. Oto kilka dowodów:
KIEDYŚ SKUPIAŁAM SIĘ NA PROBLEMIE, DZIŚ SKUPIAM SIĘ NA ROZWIĄZANIU
Zanim zachorowałam na nerwicę, każdy najmniejszy problem bardzo mnie dobijał. Ale to każdy. W końcu pogodziłam się z tym, że nie da się prowadzić życia tak, aby całkowicie wyeliminować stres. Wiem, że stres będzie mi towarzyszył już do końca mych dni. Pewnie nawet jakbym zamieszkała w chatce na odludziu, to i tak bym miała powody do stresu. Na przykład taki, że jest ciemno i pewnie dzika zwierzyna skopie mój ogródek 🙂
Dziś już wiem, że jak rozwiąże jeden problem, to zaraz pojawi się następny. A może nawet całe stado. Kiedyś lamentowałam i koncentrowałam się na problemie, a dziś biorę problem na klatę i szukam rozwiązań. Oto przykład:
Mój termin porodu wypadał na szczyt pandemii. Szpital co chwilę zmieniał wytyczne. Porody rodzinne zakazane! Porody rodzinne możliwe, ale z testem na Covid! Możliwe tylko jak wchodzi się razem i nikt nie opuszcza szpitala do czasu wypisu! Możliwe tylko z kamerką! Było to bardzo stresujące doświadczenie, bo na prawdę nie chciałam rodzić sama. Strasznie się bałam samego porodu, a co dopiero wiedząc, że nie będzie przy mnie męża. Za każdym razem jak otrzymywałam nowe wytyczne, to po prostu szukałam najlepszych na dany moment rozwiązań. Z atakami paniki pewnie skupiłabym się na rozpaczaniu, że tylko mnie zawsze takie tragedie spotykają, że zawsze mi się coś przytrafia, że mam pecha, że pewnie to zły znak i tak dalej.
<<<< Dalsza część tekstu dostępna jest w ramach Dostępu Premium. Przeczytaj Jak zamówić Dostęp Premium KLIK Co to jest Dostęp Premium KLIK >>>>
6 komentarzy
Strasznie Ci dziękuje, że jesteś! Dzięki Tobie z tym walczę!
Ojej! Jak miło! Dzięki i trzymam mocno kciuki!
❤️❤️❤️❤️
<3
Świetny wpis, po porannym ataku duszności jak znalazł dla mnie <3
<3