Z dna szafy wykopałam dres i buty do biegania. Byłam tak bardzo zmęczona atakami paniki, że wolałam umrzeć, niż dalej żyć z lękiem. „Nie idź biegać, bo dostaniesz zawału. Twoje serce pęknie. Zwymiotujesz na oczach innych ludzi. Przewrócisz się i rozbijesz głowę”. Wal się, nerwico! Przygotowałam się psychicznie na najgorsze i żadna czarna myśl nie była już w stanie powstrzymać mnie przed wyjściem z domu.
„Mam na imię Sabina. Mieszkam na Vansittart Road. Cierpię na ataki paniki. Jeśli znalazłeś mnie martwą na ulicy, poinformuj, proszę, moją mamę. Jej numer telefonu znajduje się na odwrocie. Dziękuję”. Tak brzmiała treść kartki, którą zabrałam ze sobą i później przez cały czas ściskałam w dłoni. Chciałam, aby w razie gdybym dostała zawału lub umarła z niewyjaśnionych przyczyn spowodowanych atakami paniki, można mnie było zidentyfikować i poinformować o tym rodzinę.
Wybiegłam.
Po wielu długich tygodniach siedzenia w domu wyjście na zewnątrz sprawiło, że w sekundę zalała mnie fala lęku. Oczywiście w pierwszym odruchu chciałam zawrócić. Byłam jednak tak zmęczona ograniczeniami, jakie narzucała mi nerwica, że powtarzałam sobie w myślach: „Zabij mnie albo zostaw w spokoju. To jest moja ostateczna rozgrywka, którą mam zamiar wygrać”.
Biegłam dalej.
Na otwartej przestrzeni objawy szybko się nasilały. Ciężki oddech oraz kolana jak z waty sprawiały, że biegło mi się naprawdę bardzo trudno. Jakby ktoś przywiązał mi cegły do kostek. Serce waliło coraz mocniej, a z każdym przyspieszonym uderzeniem rósł także poziom lęku. Gdy straciłam z oczu budynek, w którym mieszkałam, mój strach osiągnął apogeum. Ścisnęłam mocniej swoją kartkę i zaczęłam biec jeszcze szybciej. „Bierz mnie, ściskaj, duś, maltretuj – ja i tak nie zawrócę. Dziś giniesz Ty albo ja”.
Wciąż biegłam.
Podążałam przed siebie i z całych sił starałam się skupić na muzyce. Im dalej znajdowałam się od domu, tym gorzej się czułam. Czarne myśli bombardowały moją głowę… „Zawracaj! Uciekaj do swojej kryjówki w domu! Stracisz nad sobą kontrolę! Dostaniesz zawału serca! Udusisz się!”. Gdyby ktoś kazał mi wtedy policzyć, ile to jest dwa plus dwa, nie potrafiłabym odpowiedzieć. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą i zastanawiają, co ta dziwna dziewczyna wyrabia.
Nie zawróciłam.
To była decydująca rozgrywka. Życie z ograniczeniami, jakie narzuca nerwica, to powolna śmierć. Niby człowiek jest zdrowy, ale jednak bardzo chory. Niby chce, a nic nie może. Pragnęłam robić wszystko to, o czym marzyłam. A marzyłam o zwyczajnych rzeczach: normalnie jeść, spacerować po parku, nauczyć się jeździć autem i chodzić na lody do pobliskiej kawiarni… Chciałam po prostu żyć, a nie wegetować.
Biegłam dalej.
Sportowe okulary ukrywały łzy napływające do oczu. Serce chciało wyskoczyć mi przez gardło. Mimo wszystko uparcie pokonywałam kolejne metry. Biegłam, szlochałam i wycierałam nos w rękaw. Nie mam pojęcia, ile czasu mogło minąć, ale w którymś momencie zauważyłam, że objawy zaczęły słabnąć. Lęk wciąż nie dawał za wygraną, ale jakby łatwiej mi było skupić się na muzyce w słuchawkach. Zorientowałam się, że mimo upływającego czasu żaden z czarnych scenariuszy się nie wydarzył. To dało mi do myślenia. Czyżbym faktycznie pozwoliła się zapędzić w sidła lęku?
Po dłuższej chwili uczucie odrealnienia ustąpiło i pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna poczułam się normalnie. Ostania część trasy była nawet całkiem przyjemna. Zaczęłam zauważać drobne rzeczy, które przez nerwicę właściwie przestały istnieć: wiosenne promienie słońca, cudowne angielskie kamieniczki czy piękno przyrody w parku. Gdy dobiegłam do domu, czułam się jak wojownik, który właśnie pokonał wroga. „W końcu ten cholery lęk odpuścił! Pokazałam mu, jaka jestem twarda! Nie ustąpiłam! Wygrałam walkę! Jestem wielka!”. Nikt, kto nie miał ataków paniki, nie zrozumie, jakie to uczucie. Nie pojmie, jak wielką wartość mogą mieć zwyczajny spacer po parku, chodzenie na zakupy czy po prostu święty spokój i możliwość czytania książki.
To właśnie w tym dniu pokonałam ataki paniki. W mojej głowie zadziała się rewolucja i uwierzyłam we własne siły. Ze względu na osobiste doświadczenia obiecałam sobie też wtedy, że jeśli pokonam nerwicę, to zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc innym w walce z tą podstępną chorobą. Ja musiałam odkrywać zakamarki nerwicy sama i po omacku. Nie miałam żadnego poradnika, z którego mogłam korzystać. Owszem, przeczytałam kilka książek o mocno akademickich treściach, ale brakowało mi takich praktycznych porad od kogoś, kto zna to okropne uczucie narastającego lęku i wie, jak sobie z nim radzić.
Dziś żyję pełnią życia, a dzięki temu, że zrozumiałam mechanizm lęku, nie muszę się obawiać nawrotu choroby. Chciałabym również zaznaczyć, że nigdy nie brałam żadnych leków, nie korzystałam z terapii, a żyję na pełnej petardzie. Nerwica wiele mnie nauczyła i uczyniła ze mnie lepszego człowieka. Usłyszałam jej przesłanie i ciężko pracowałam nad obszarami wymagającymi zmiany.
Zamiast uczyć się żyć z lękiem, ja się po prostu z nim zmierzyłam. To, o czym piszę, to nie żadne czary mary, lecz zbiór informacji oraz porad światowej klasy psychiatrów, psychologów, neurobiologów i naukowców, przełożony na łatwy i przystępny język oraz wzbogacony o moje doświadczenia. Nerwica to nie wyrok. To całkowicie uleczalna przypadłość. Trzeba tylko wiedzieć, jak sobie z nią poradzić.
Od 9 lat mieszkam w Warszawie. Z zawodu jestem organizatorem eventów, a swoje umiejętności planowania wykorzystuję w różnych aspektach życia. Pracuję także w międzynarodowej korporacji, w dziale, który zajmuje się spełnianiem najróżniejszych życzeń klientów VIP. Jestem totalnie zakochana w moim mężu – naprawdę trafiłam na swoją drugą połowę. Od niedawna jestem również mamą Aleksandra, który mało śpi i dużo biega W domu mamy dwa yorki, które często towarzyszą mi na konsultacjach.
Jestem pasjonatką sportu. Biegam, jeżdżę na rolkach, gram hokeja i ćwiczę jogę. Mam alergię na “nie da się”. Nie cierpię sztywnych reguł i ograniczeń. Kocham, jak się mówi do mnie po imieniu, a nie per pani. W wolnym czasie próbuję ogarnąć wszystkie swoje zainteresowania Podobno dużo mówię i jeszcze więcej gestykuluję. Mój mąż twierdzi, że tak się kręcę po mieszkaniu, że od samego patrzenia na mnie dostaje choroby lokomocyjnej.
14 odpowiedzi
Ciszę sie że trafiłam na ten blog. Właśnie walczę z nerwicą lękową, mam ją od dziecka ale ostatnio uderzył jak nigdy, staram się zwalczyć ją bez leków od psychiatry które leżą w szafie od 2 miesięcy. Moją najgorszą paniką jest strach o serce, które oczywiście wali jak szalone w ataku. Fajnie że ktoś kto przeszedł ta chorobę pomaga innym 🙂
Cześć, fajnie, że wpadłaś! Rozgość się i czuj jak u siebie 😉 Szalejące serce zawsze było moją zmorą. Bałam się, że dostanę zawału itp. Co oczywiście nie jest możliwe. W książce pisałam o tym, jak skrupulatnie prowadziłam zapiski. Mierzyłam tętno i ciśnienie kilkadziesiąt razy dziennie i miałam do tego specjalny zeszyt. Jak pokazałam go kardiologowi, to myślałam, że spadnie z krzesła :):):) Spróbuj sobie jakoś “pokazać”, że bijące serce to nic złego. Możesz spróbować skakać na skakance, pajace, pójść pobiegać. W końcu uwierzysz, że serce zostało stworzone, aby bić. I to nie jest groźne.
O rany nieżle 🙂 ja też mierzę ciśnienie kilka razy dziennie, smartwatch pokazuje mi tętno i jak tylko rośnie to przestaje cos robić zeby spadło 🙁 w atakach lęku rośnie mi do 150-160 co wywołuje u mnie wiekszy strach, a walczę bardzo żeby nie wziąść leków od pscyhiarty choć juz kilka razy miałam chwile ze omal po nie nie sięgnęłam, cięzka walka z tą newricą.
Dlatego przestalem nosic smartwach bo tak samo tetno SPo2 ekg i cisnienie kilkadziesiat razy dziennie. Nie nosze go i jakos mi lepiej. Tez walcze sam ze soba zeby nke brac lekow od psychiatry aczkolwiek wspomagam sie Afobamem ale to tak bardzo rzadko, probuje ogarniac sam chociaz bywa ciezko najgorzej jak mnje w klatce piersiowej sciska i ciezko sie oddycha. Najlepsze a moze najgorsze w tym wszystkim jest to ze latam samolotami ogarniam wszystko dookola siebie praca zakupy wychodzenie z domu i jakos daje rade a scisnie mnie w klatce i zaczyna sie pieklo. Pozdrowienia dla walczacych
Jak reagujesz na Afobam? Też mam go w torebce, zawsze przy sobie. Ale skorzystałam raz, bo się boję.
Mam tą podstepna chorobe prawie od dwoch lat. Przez przypafek tu trafilem i po malu zaczynam wierzyc ze uda mi sie z tego wyjsc. Zapiszę sie jeszcze na konsultacje z Tobą i mam nadzieje ze razem z Twoim doswiadczeniem mi sie uda.
Powodzenia!
29 stycznia 2024 zobaczyłam Panią w programie PnŚ i to był cud że akurat w tym momencie włączyłam telewizor i zobaczyłam całe Pani wystąpienie, to chyba nie przypadek, bo ja też mierzę się od kilku już lat z lękiem, i cały czas boję się żeby nie dopadł mnie znowu atak paniki, bo takie mi się zdarzały, tak samo bałam się wychodzić z domu i nawet nie wychodziłam, mieszkam sama więc zakupy i inne sprawy musiałam załatwiać sama, zanim wyszłam musiałam sie do tego przygotować, do tej pory boję się że znowu może mnie to złapać, że zabraknie mi tchu, że zwariuję itp. Wszystko o czym Pani pisze mnie to też spotkało, dlatego cieszyłam się jak w tym programie posłuchałam Pani i zobaczyłam ze nie tylko ja tak mam, ale też radość z tego że można z tego wyjść. Dziękuję że Pani pisze bloga, prowadzi różne formy w których można poczytać, zobaczyć jak z tego wyjść. Pani pozytywna energia, i takie dobro które od Pani bije zaraża i dodaje pozytywnego kopa.
Pozdrawiam serdecznie,
Emilia
Strasznie się cieszę! dzięki za wiadomość <3
Cześć.Nerwice lekowa mam od kilkunastu lat,jestem na lekach.Bywalo bardzo ciężko,do lekarzy chodziłam bardzo często.Mialam wielu psychologów.Troche nauczyłam się jak się nienakrecac ale bywa różnie.Teraz radzę sobie lepiej ,nie miewam takich epizodów co na początku ale nadal bywają.Moj konik to zawal ,po rozmowie z Sabina uczę się wdrażać Jej rady.Czasami jestem zmeczona tymi lekami ale nie poddam się.
Sabinko, podziwiam Cię, jesteś moją idolką! Ciepię na nerwicę od 2018r. Przez pierwsze trzy lata non stop biegałam po lekarzach, robiłam chyba wszystkie możliwe badania, z których nic nie wynikało. Do dziś ciężko mi uwierzyć, że nerwica może powodować takie objawy z ciała (poza OGROMNYM lękiem oczywiście). Brałam słaby lek i to najmniejszą możliwą dawkę. Byłam u psychiatry, który ni traktował mnie nawet jak człowieka, więc nie brałam żadnych silnych leków, bo się bałam. Po psychoterapii czułam się jeszcze gorzej, bo potrzebowałam wskazówek jak żyć teraz, a nie wracać do dzieciństwa,itd. Obecnie od kilku miesięcy nic nie biorę, czytam Twojego bloga, staram się stosować do Twoich zaleceń, ale jest naprawdę ciężko. Podziwiam Cię, że dałaś radę, ale ja chyba nie dam rady. Rano jest koszmar. Mam wszystkie możliwe objawy z ciała kiedy mam się oddalić od domu gdzieś dalej; uczucie, że mdleje, że będę wymiotować, pocę się jak nienormalna, czuję jakby mną bujało, przeszkadza mi jakikolwiek dźwięk, czuję jakbym miała dostać biegunki z omdleniami. Wieczorem mi mija, jestem już wtedy pozytywna i mogę iść nawet na jakieś dobre disco:) Nie pracuję od kilku miesięcy, bo lęk był tak silny przed wyjściem do pracy, że prawie mdlałam. Świetne jest to, że pomagasz ludziom, bo Twój blog jest naprawę bardzo praktyczny i konkretnie napisany. Płaczę, kiedy czytam większość Twoich wpisów, bo to tak jakbym czytała o sobie. Lekarze tu w niczym nie pomagają, mam wrażenie, że jeszcze bardziej szkodzą i traktują nas, osoby z nerwicą, jak wykolejeńców. Moja była lekarka, kiedy tylko widziała mnie po raz kolejny w drzwiach, rzucała tylko w moją stronę pytanie: A leki brane? Tak po prostu, zamiast dzień dobry:) Mam nadzieję, że uda mi się wraz z Twoimi cennymi radami wyjść na prostą.
<3
Dobry wieczór
Hej